28.07.2015

Gdy Liseł spotkał UFO

Szczerze w pewnych momentach zaczynała żałować, że przyłączyła się do tego idioty zwanego Sewerynem, per debilem Sewerynem. A czemuż to? A to dlatego, iż nie minął nawet tydzień ich znajomości, a nie było godziny w czasie jednego dnia, gdzie nie chcieliby rzucić siebie nawzajem w stado martwych i cieszyć się, że wreszcie będą mieć święty spokój. Dominika tej pamiętnej nocy, kiedy to wpadli na siebie jeszcze będąc w pseudo mieście miała cichą i głęboką nadzieję, że z czasem dogadają się i nie będzie musiała podróżować sama. Teraz jednak z biegiem dni zaczynała coraz intensywniej zastanawiać się nad tym, czy aby nie rozpocząć wędrówki na własną odpowiedzialność. Teraz miała właśnie idealną okazję ku temu. Pod pretekstem przemyślenia paru ważnych spraw postanowiła wyrwać się do jednego z większych supermarketów w celu uzupełnienia zapasów żywności, które cudem udałoby jej się znaleźć. Zdawała sobie sprawę, że nie jest to jeden z najlepszych pomysłów, aby decydować się samej na większy sklep, jednak nie miała, bądź nie chciała mieć wyboru. Mniejsze sklepy nie istniały, a jeśli jakiś już się znalazł, był doszczętnie ograbiony ze wszystkiego. Rudowłosa instynktownie wymacała w tylnej kieszeni spodni jeansowych zgniecionego już papierosa, po czym postarała się go wyprostować i wsunęła sobie między zęby. Stała właśnie w jednej z ciemnych uliczek, niewidoczna dla nikogo, choć w okolicy zdawało się być aż przerażająco za cicho i za spokojnie - ani żywej duszy. Chcąc więc czy nie chcąc - upewniając się wcześniej parę razy - szybko przemknęła w stronę supermarketu.

Dziewięć stawiał nogę za nogą, zostawiając na wilgotnym od rosy piasku ślady swoich butów. Szedł przed siebie, nie wiedząc tak naprawdę zbytnio gdzie zmierza. Nie widział mógł zrobić w tej sytuacji. Nie wiedział gdzie jest. Stracił w końcu orientację na obcym sobie terenie i najzwyczajniej w świecie się zgubił. Mapa, którą dał mu Pięć była niedokładna i nadawała się tylko do podtarcia sobie nią tyłka. Chłopak już dawno ją wyrzucił, rezygnując z bawienia się w skauta i postanowił zaufać swoim instynktom, idąc tym samym na żywioł. W końcu bardziej już zgubić się nie mógł, prawda?
Najgorsze jednak była chorda oszalałych z głodu Martwych, którzy już od trzech dni deptali mu po piętach. Przyczepili się do niego jak rzep do psiego ogona, nie dając ani chwili wytchnienia. Nic dziwnego, że został mu już tylko jeden nabój, który miał nadzieję zachować przy sobie jak najdłużej, wykorzystując go w razie naprawdę nagłego wypadku. Dziewięć słyszał wiele o ludziach, którzy chrowali na Pale i wiedział o nich niemal wszystko, jednak było to jego pierwsze spotkanie z nimi w twarzą w twarz. Sam nosił w sobie tego strasznego wirusa i choć nie wywierał on żadnego wpływu na jego umysł czy ciało, nigdy nie dano mu o tym zapomnieć.
Chłopak z ulgą stanął na betonową drogę, czując się nieco lepiej na znanej sobie powierzchni. Jednak to było na tyle podobieństw do jego domu. Budynki, które go otaczały trudno było nazwać czymś więcej poza ruderami. Wszędzie wokół walały się gruzy i szczątki dawnego miasta. Dziewięć starał się wyobrazić jak wyglądało to miejsce za czasów swojej świetności, ale nie mógł. Brakowało mu jednej istotnej potrzebnej do tego rzeczy. Nie miał wyobraźni. Wzruszając tylko ramionami, bez żalu zapomniał o tym i szybkim krokiem ruszył na penetrację miasta.

Lisek nie miał przy sobie broni, a jedynie dwa, naostrzone noże, które chował w długich butach. Nim wyruszyła ona na miasto, zastanawiała się nad tym, czy aby nie zabrać ze sobą czegoś większego kalibru, czym mogłaby walczyć z większej odległości. Postanowiła jednak, że zrezygnuje i wykorzysta swoje umiejętności skradania, by cichaczem dostać się do supermarketu, wywęszyć to co najlepsze pozostało i wyjść tak szybko jak się da, bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi. Gdyby miała broń i musiała jej użyć w nagłej potrzebie, nim zdążyłaby się obejrzeć goniłaby za nią chorda martwych, głodnych ludzkiego mięsa.
Dominika nie patrzyła nawet na szyld z nazwą ów sklepu, który zamierzała spenetrować. Wyjęła z buta jeden nóż, który to zacisnęła mocno w dłoni i powoli, cicho ruszyła przed siebie, wychwytując każdy dźwięk jaki dotarł do jej uszu. Z jednej strony była już przyzwyczajona do takich akcji, jednak nadal gdzieś w głębi odczuwała strach na samą myśl o spotkaniu z zarażonymi.

Tymczasem Dziewięć wciąż zwiedzał opustoszałe miasto. Nie spotkał na swojej drodze jeszcze żadnego żywego, ani martwego stworzenia. Może wszyscy w instytucie mieli rację, mówiąc, że poza granicami nie ma niczego więcej prócz głodu, cierpienia i śmierci. Już był gotów uwierzyć, że poza Martwymi nie ma tu już nikogo więcej, jednak tym samym momencie dostrzegł z daleka jakiś ruch. Mogła to być kolejna chora bestia, jednak równie dobrze mógłby być to ktoś żywy. Nie zastanawiając się nawet nad tym przyśpieszył, by po chwili biec już długą ulicą w stronę jednego z lepiej wyglądających budynków, niosąc ze sobą ciche echo swoich kroków.

Chodziła tak już dłuższą chwilę, uważnie rozglądając się wkoło, nie chcąc przeoczyć żadnego, choćby najmniejszego ruchu. Nie słyszała nic, poza własnym, urywanym oddechem i przyśpieszonym biciem serca, które waliło o jej klatkę piersiową jakby z zamiarem wyrwania się z niej. Mimo to spokojnie przechadzała się między sklepowymi alejkami, gdzie jak na tę chwilę i na tego pecha nie udało jej się znaleźć nic, prócz zdewastowanych półek i pustych opakowań po żywności. Zaczęła zastanawiać się już, czy aby nie zakończyć tu swoich poszukiwań i nie ruszyć do kolejnego sklepu, gdy...
Nagle jednak zatrzymała się gwałtownie.
Na początku myślała, iż wydaje jej się, że ona sama wariuje, jednak im bardziej wsłuchiwała się w ciszę, tym lepiej mogła wyłapać narastający w niej odgłos stukania butów. Ktoś biegł i ewidentnie zbliżał się w jej kierunku.
Przeklęła w duchu, sama przyśpieszając kroku i ruszając prostą alejką przed siebie. Teraz jedyne co chciała zrobić to znaleźć miejsce, gdzie mogłaby się skryć i przeczekać, chcąc jak tylko się da ominąć walkę. W momencie jednak kiedy natrafiła na ostry skręt w lewo i znalazła się za nim, gwałtownei zatrzymała się, czując jak oddech grzęźnie jej w gardle, a mięśnie stają się wiotkie i nie zdolne do ruchu. Natrafiła na kogoś, kto kiedyś był jeszcze człowiekiem, a może tym, kto przypominał człowieka. Kucał on na podłodzę z dłońmi o nią opartymi, a całe jego ciało drżało rwane w konwulsjach. Skórę miał bladą, poprzebijaną śladami fioletowych żył, bądź poranioną. Łysy, z oczami ogarniętymi obłędem próbował odkrztusić czarną maź, która wypływała z jego przełyku. Gdy tylko zobaczył rudowłosą nie myśląc nic więcej w napływie bólu i agresji rzucił się na nią.

Nie wiedział kiedy znalazł się w środku, ale smród zgnilizny czuł już na samym wejściu. Tak sama zapach unosił się w powietrzu, gdy zbliżali się Martwi. To ich rozkładające się powoli ciała wydzielały tak ostry i nie przyjemny fetor, szczególnie dla Dziewięć, który od zawsze był uczulany na ten zapach.
Westchnął cicho zamierzając już zawrócić i szukać szczęścia gdzie indziej, gdy usłyszał dziwny hałas. Był to czyjś krzyk, jednak dziwnie wysoki jak dla niego. Nie zastanawiał się jednak nad tym faktem. Jego wszystkie mięśnie automatycznie napięły się gotowe do walki, a nog natychmiast poniosły go w stronę skąd pochodził zastanawiający go dźwięk. W końcu niczym kot niepostrzeżenie i prawie bezszelestnie wpadł do jednej z alejek. Nie zwracał uwagi na otoczenie. Nie widział nic prócz atakującej kogoś maszkary. Czerwona lampka od razu zapaliła się w jego głowie, a dłoń zacisnęła się na chłodnej rączce pistoletu. Nacisnął spust i już po chwili Martwy leżał na ziemi w kałuży własnej krwi, tym razem umierając bezpowrotnie.
W pierwszej chwili nie wiedziała, co ma zrobić. Była tak zaskoczona nagłym pojawieniem się kruka, że chwilowy strach zawładnął jej ciałem nie pozwalając ruszyć się z miejsca. Dopiero teraz zaczęła przeklinać moment w którym pomyślała, aby jednak odrzucić pomysł z zabraniem broni, a wziąć jedynie naostrzone noże, które w tej chwili na chuj by jej się zdały w walce z takim czymś. Potwór w jednej chwili rzucił się w jej stronę, jednak w ostatnim momencie zdążyła otrząsnąć się z krótkiego szoku i odskoczyć w bok, unikając tym samym niechybnej śmierci. Mimo tego nie była tak szybka jak kruk, który nie chcąc marnować zbędnego czasu zaatakował ponownie, lecz tym razem nie miała szans na uratowanie tyłka. Jednak ku jej ogromnemu zaskoczeniu zrobił to ktoś inny, pakując zarażonemu kulkę prosto w łeb. Zamrugała kilkakrotnie powiekami w niemym szoku zrywając się gwałtownie z miejsca i spoglądając w kierunku tego, kto postanowił jej pomóc. Chłopak, na oko wyglądający na dwadzieścia lat o charakterystycznych, srebrnych włosach sięgającymi mu ramion i o jeszcze bardziej charakterystycznych, jakoby kocich oczami, które rudowłosa widziała pierwszy raz w życiu. Kim on do cholery był?

Dziwny jegomość w przeciwieństwie do uratowanej przez niego dziewczyny nie wykazywał żadnego zainteresowania jej osobą. Wręcz zachowywał się jakby ją naumyślnie ignorował w ogóle nie patrząc w jej stronę lub w ogóle nie zauważył. Zamiast tego oglądał trzymany w swojej ręce pistolet, który po chwili z głośnym westchnieniem schował za pasek. - I tyle by było jeżeli chodzi o naboje. Ehh... No to walczymy po staremu. Chłopak wzdrygnął się podnosząc wzrok. Miał już odwrócić się i niewzruszony odejść niczym żołnierz po wykonaniu swojego zadania. Zainteresowała go jednak znajdująca się przed nim postać, nie dlatego, że była sama, ani nawet nie dlatego, że miała tak bardzo intensywny i ciepły kolor włosów. Powód był dość prosty, ale równocześnie bardzo dziwny. Zainteresował się nią, bo była kobietą i to drugą w jego życiu.
Zmarszczyła delikatnie brwi, niezbyt ufnie spoglądając w stronę nieznajomego, jakoby zaraz miał i w nią wycelować i nacisnąć spust. Sądząc jednak po jego słowach zdążyła prosto domyślić się, że był to jego ostatni nabój jaki zmarnował na ratowanie jej tyłka. I może dlatego właśnie to ją tak bardzo zdziwiło, prócz samego jego wyglądu, a szczególnie tych kocich oczu. Zastanawiała się również nad tym, czy każdy mężczyzna jakiego musi spotkać na swojej drodze musi być aż tak wysoki, aby musiała zadzierać głowę do góry, chcąc na niego spojrzeć? Czy może ona była aż tak niska.
- Um... Dziękuje - odezwała się po krótkiej chwili, nie mogąc już dłużej znieść tego uporczywego milczenia ich obojga. Nie wiedziała kim jest ten chłopak, a do tego ani trochę nie rozumiała jego zachowania. 
- Nie ma za co. - odpowiedział automatycznie nie zastanawiając się nawet nad tym co mówi. Uprzejmość i kultura zostały mu wpojone i bardzo w nim pielęgnowane, tak samo jak, o ironio walka i zabijanie. Dziewięć tak bardzo nie pasował do tego miejsca. Cały od góry do dołu ubrany na czarno niczym kruk, ale jego ubrania były czyste i całe, jakby dopiero co kupione w sklepie. Nie tu już nawet co wspominać o jego niecodziennym, a wręcz nienormalnym wyglądzie, który za wszelką cenę miał ukrywać przed innymi ludźmi. Nie zauważył jednak kiedy w biegu kaptur spadł mu z głowy odsłaniając jego mały sekret. - Ni ci się nie stało? - zapytał po chwili ani na chwilę nie odrywając od niej wzroku.
- Nie, nic - odparła, dla pewności oglądając jeszcze swoje nagie ramiona, dłonie. Był to właśnie ten czas, kiedy żar lejący się z nieba nie pozwolił jej na ubranie bluzy, dzięki której - o ironio - czuła się bezpieczniejsza, a tym razem miała na sobie jedynie marną koszulkę na ramiączkach i przetarte jeansy. Wiecznie nieułożone, rude włosy sięgające połowy pleców kleiły się do jej karku, a długa już grzywka do czoła, jakby specjalnie chciała zasłonić brązowe oczu. Mimo tego nie utrudniało jej to wpatrywania się w chłopaka, co zauważyła, iż on również robi nie spuszczając wzroku z niej. Poczuła się nieco niezręcznie, przygryzając nerwowo dolną wargę, czego unikała robić. Rzadko zdarzało się, aby kuliła się pod czyimś spojrzeniem. Zazwyczaj mówiła to, co przyniosła jej ślina na język nie zważając na to, czy jest to kobieta, czy mężczyzna.
- Jak ci na imię? - spytała po chwili, wciąż zaciekawiona dziwną osobą jaka ją uratowała. On naprawdę był stąd? 
Pytanie to jakby nieco sprowadziło chłopaka na ziemię, wyrywając z jego rozmyślań i domysłów na temat siedzącej przed nim, dość drobnej osóbki. Jego wzrok stały się nieco mniej natarczywy, jednak nadal niezbyt przyjazny, gdy zakrytą przez skórzaną rękawiczkę dłonią odgarnął z twarzy kilka kosmyków. Dopiero wtedy zorientował się, że stracił swoje marne przebranie, a dziewczyna napatrzyła się na niego wystarczająco długo, by zacząć go nienawidzić. - Dziewięć. - odparł w końcu po chwili, przygryzając dolną wargę - Dlaczego się pytasz? Nie masz mnie zabić, kimkolwiek jesteś. Bo jesteś człowiekiem, prawda? Rodzajem ssaka naczelnego z rodziny człowiekowatych, a konkretnie samicą.

I zbaraniała.
A dokładniej stała jak ten słup i z rozdziawionymi ustami wpatrywała się w... Dziewięć, który właśnie spowodował, że przez chwilę zapomniała jak się mówi. Naprawdę nie miała pojęcia jak na to zareagować. Po raz kolejny i coraz głośniej w jej głowie powtarzało się pytanie: skąd on się tu do cholery wziął i czy na pewno jest stąd?
- Um... No... Ja... - potrząsnęła głową, pozbywając się jedynie części szoku. - Dominika by wystarczyło, ale dzięki, że przypomniałeś mi lekcje biologi - dodała, jednak nie wrednie, po prostu starała się wybrnąć z tej sytuacji, co dość marnie jej wychodziło, ponieważ nagle zgubiła swój cięty jęzor. 
- Dominika... - powtórzył dosyć obojętnym tonem, jakby uczył się kolejnej zadanej mu formułki. Nie wysilił się nawet na uśmiech spoglądając na nią z wciąż tą samą neutralną miną na twarzy - Chciałbym wiedzieć w jakiej znajduję się sytuacji, dlatego uprzejmie proszę o udzielenie odpowiedzi na moje pytanie, Dominiko. Czy jesteś uzbrojona i masz zamiar próbować odebrać mi życie? - powtórzył pytanie, musząc znać odpowiedź. Doskonale pamiętał jak Pięć ostrzegał go przed ludźmi i radził by nie pokazywać nikomu swoich włosów, a także oczu. Ponieważ, jak je nazwał, były inne. Ja byłem inny, a ludzie boją się tego co inne i obce. To rodzi w nich nienawiść, która napędza agresja i każe robić ludziom okropne rzeczy.
I to jeszcze bardziej zbiło ją z tropu, przez co milczała przez dłuższą chwilę, nie bardzo umiejąc odgadnąć, czy chłopak żartuje sobie z niej, czy mówi poważnie. W normalnej sytuacji wyśmiałaby go, machnęła ręką i odeszła, jednakże on wydawał się być aż przerażająco poważny w tym co mówił. Dlatego właśnie to skłoniło ją równie do zachowania powagi i nie strojenia sobie żartów.
- Mam noże, ale nie zamierzam cię zabijać. Nie mam w tym żadnego interesu, nic mi nie zrobiłeś, a na dodatek jeszcze uratowałeś. Poza tym, jesteś silniejszy ode mnie - skwitowała krótko. 
- To dobrze. - powiedział po chwili, znów poprawiając wpadające mu do oczu włosy - Nie chciałbym być zmuszony, by cię zabijać, szczególnie, gdy zmarnowałem swój ostatni nabój na uratowanie twojego życia. Nie logicznie byłoby ci je teraz odbierać. - dodał i najnormalniej w świecie odwrócił się do niej tyłem i zaczął wolnym krokiem wracać tą samą drogą, którą przyszedł, zmierzając do wyjścia.


I nastała w pewnym momencie chwila, kiedy to zagryzła wargę specjalnie, by być zmuszoną tłumić w sobie śmiech. Dlaczego ludzie nie umieją być tacy szczerzy jak on? Jedyną osobą, którą znała i która potrafiła powiedzieć wszystko prosto w oczy była ona sama, jednak nawet ona sama miała czasami chwilę słabości, kiedy to ucięła swój ostry jęzor. Nie miała mu za złe tego, co właśnie zrobił.
- Nie wiem, kim dokładnie jesteś, ale w sumie po co mi to - zaczęła po chwili, chowając nóż do buta i wkładając między zęby papierosa. - Powodzenia - machnęła ręka na do widzenia, po czym sama odwróciła się. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz