26.08.2015

Ja nie dam rady?

Ile to już minęło? Jeśli dobrze liczyła, dziś właśnie siódmy dzień, odkąd z inicjatywy życiowego pecha rozdzieliła się z Sewerynem, uciekając przed chmarą Martwych lgnących do niej swoimi zgniłymi łapskami. Zdołała uciec, przeżyć, lecz wraz z upływem dni nic choć trochę nie zmieniło się na lepsze - a mowa tu głównie o znalezieniu pożywienia. Szwędała się po najróżniejszych zakątkach, lecz ni to wcale nie mogła trafić na coś, co zapełniłoby choć trochę jej żołądek, bądź w połowie było jadalne. Na dodatek nawet pogoda nie raczyła sprzyjać pieszym wędrówką rozgrzanymi ulicami Warszawy, gdyż tego dnia piekielny żar lał się z nieba, a na deszcz w najbliższym czasie nie zanosiło się w ogóle. Osłabiona i zmęczona włóczyła nogami, powoli sunąc przed siebie między wysokimi, zniszczonymi budynkami, co jakiś czas rozglądając się za jakimkolwiek zagrożeniem. Jedyna myśl jaka podtrzymywała ją przed nieuchronnym upadkiem była nadzieja na znalezienie wody i jedzenia.
Natura jako jedyna na apokalipsie nie straciła nic z uroku. Ellie o tym wiedziała i miała w tym pocieszenie.
Noce były o tej porze roku ciepłe, więc dziewczyna nie ryzykowała rozpalaniem ogniska. Przez kilka miesięcy zdążyła się nauczyć, że im mniej uwagi na sobie skupiasz, tym lepiej dla ciebie. Wspięła się pod osłoną nocy na opuszczony budynek, pozbawiony części ścian przez bezwzględny wpływ czasu i czynników zewnętrznych. Zostały już jedynie ich resztki, po których bezwstydnie rosły plącza bluszczu, i które dawały człowiekowi pozorne poczucie bezpieczeństwa. Jak za czasów, gdy cztery ściany oznaczały azyl domostwa, a nie ślepy zaułek.
Zaśmiała się cicho pod nosem, zastanawiając, czy nie jest za młoda na wspominanie "starych czasów".
Mruknęła gorzko, opierając się wygodniej o kawałek ostałej ściany, układając się do snu.
A jednak trafiło się po drodze parę ciekawskich, którzy skupili swoje martwe ślepia na rudowłosej, pozostawiając swoje wcześniejsze zajęcia - między innymi stanie - na rzecz żywego ciała, jakim mieli zamiar się posilić. Dominika nie była jednak na tyle głupia, by tak po prostu rzucać się pod nogi samej śmierci i po raz kolejny wywinęła się z jej sideł, zabijając Bladych, a tym samym uciekając do pobliskiego sklepu, tak samo opustoszałego jak cała reszta innych stojących w pobliżu. Uspokajając oddech po biegu zamknęła starannie za sobą drzwi, upewniając się tym samym, czy nie ma w pobliżu żadnej martwej - czy żywej - duszy, która mogłaby ją zauważyć. Odetchnęła nieco z ulgą, łudząc się odrobiną nadziei, iż może tu znajdzie coś jadalnego. Nie czekając więc ani chwili dłużej ruszyła między sklepowe półki.
Słoneczny blask otulił jej policzek ciepłym dotykiem. Była to jedna z niewielu rzeczy, które w tych czasach potrafiły wybudzić tak czule i niewinnie, niczym dotyk kochanka o poranku.
Otworzyła oczy, gdy zmysły zaczęły do niej wracać. Marudnie zakryła oczy wierzchem dłoni, chcąc uchronić swój wzrok przed światłem. Przy okazji ziewnęła cicho i oderwała plecy od twardej ściany, przeciągając się leniwie.
Potem ogarnęła spojrzeniem grunt u podstawy budynku, na którym spędziła noc. Z tej perspektywy była w stanie obserwować niemałą połać przestrzeni i wyłapać potencjalne niebezpieczeństw​o, czające się po tej stronie bloku.
Ulica zdawała się pusta, ale pozory bywają brutalne.
Minęła chwila, nim była gotowa do wymarszu. Plecy przyodziała w łuk, kołczan i swój wierny plecak, w międzyczasie raz jeszcze przyglądając się ulicy. Gdy już się upewniła, że wszystko stabilnie i pewnie trzyma się na jej tyle, zaczęła dokładniej przeczesywać spojrzeniem grunt u stóp budynku. Wyglądało względnie bezpiecznie, pod blokiem nie było ani jednej ich sztuki, a nieliczni chorzy, którzy przechodzili gdzieś przez odległe ulice, zdecydowanie zmniejszyli swoją aktywność przez rosnącą temperaturę.
To było dla Ellie wystarczającą zachętą. Zaczęła ostrożnie schodzić w dół po resztkach pięter, które najwyraźniej dawno już się zawaliły. Zeskawiwała z poziomu na poziom, modląc się w duszy, by żaden ostały kawałek podłogi nie runął w dół pod jej ciężarem, aż w końcu bezpiecznie znalazła się na parterze.
Lekkość plecaka Ellie przypomniała jej, jak mało żywności ma przy sobie. Stwierdziła, że musi znaleźć dodatkowy prowiant, zanim jej zapasy skurczą się do absolutnego minimum. Dziewczyna rozejrzała się wzdłuż ulicy, poszukując jakiegoś budynku z napisem "sklep".
Liska mimo upału jaki panował na zewnątrz wchodząc do środka sklepu poczuła przyjemny i kojący chłód bijący od czterech ścian budynku. Po jej ciele przemknął nikły dreszcz, lecz przymknęła ona z ulgą oczy, wolnym krokiem ruszając w głąb pomieszczenia, będąc tym samym ostrożna przed nagłym, niespodziewanym i jakże możliwym spotkaniem z Martwym. Dziewczyna była tak zmęczona upałem, brakiem wody i pożywienia, że jej szanse w starciu z kimkolwiek malały z minuty na minutę. Szperając między półkami klęła tylko pod nosem, by sklep na jej wcześniejsze przypuszczenia okazał się być pusty. 
- Cholera, no wreszcie - uśmiechnęła się do siebie, gdy w pewnym momencie jej dłoń natrafiła na charakterytyczny​ kształt plastikowej butelki z wodą mineralną. Może i butelka nie była zapełniona w całości i ktoś już użytkował z niej wcześniej, lecz rudowłosej w żadnych stopniu to nie przeszkadzało. Upiła ona łapczywie ostatnich parę łyków, po czym oparła się o półkę i od niechcenia zlustrowała swoją postać od stóp do głów. Te same przetarte jeansy, znoszone, znalezione niedawno trampki, oraz szara, luźna koszulka na ramiączkach która służyła jej od samego początku. Kiedyś narzekałaby, że chodzi tydzień w tych samych ciuchach, lecz czasy diametralnie się zmieniły.
Odrapany szyld głosił żałośnie, że budynek przed nią był supermarketem. Ellie wyciągnęła z kabury na lewym udzie pistolet, raz jeszcze rozejrzała się po ulicy, by się upewnić, czy żadne bydle nie wejdzie do środka po jej śladach, i wlazła do środka. Przeskoczyła zwinnie przez dziurę w ścianie, w której kiedyś było okno, unikając jednocześnie stąpnięcia na kawałki szła, które leżały po drugiej stronie i natychmiast przylgnęła ciałem do jednego z regałów, chwytając broń pewniej w obie dłonie.
Jako, że sklep nie był specjalnie duży, Ellie stwierdziła, że lepiej będzie najpierw przeszukać go w całości i sprawdzić, czy żaden skurwiel nie czai się w środku. Wychyliła się zza półki, cichutko przekradła się dalej, rozglądając uważnie i ukryła za następnym regałem. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej obawy co do wyposażenia sklepu się nie sprawdziły, a na półkach znaleźć można pokaźną ilość zapasów.
I choć nie widziała nikogo ani niczego, wzdrygnęła się, gdy jej słuch wyłapał dźwięk spadającego plastiku. Niemo, acz siarczyście przeklnęła i odruchowo złapała mocniej pistolet. Ktoś lub coś było w środku.
Dziewczyna nie miała zamiaru oddać jedzenia, które w myślach już uznała za swoje. Schowała pistolet do kabury, przyciągnięcie wystrzałem jeszcze większej ilości zarażonych mijało się z celem, i wyciągnęła nóż. Przekradła się w stronę, z której usłyszała hałas, i przyczaiła przy regale. Była pewna, że to coś, na co poluje, jest po jego drugiej stronie.
"Upadłam, kurwa, na głowę, żeby walczyć z tym wręcz..." - pomyślała tylko, czekając, aż jej ofiara wyjdzie zza półki.
I wyszła.
Ellie nawet się nie zastanowiła, nie przyjrzała, nie poczekała. Pod wpływem ogromnej ilości adrenaliny, sprężyła mięśnie i wystrzeliła z miejsca niczym torpeda. Jej nóż kierował się prosto w czaszkę... okazało się, człowieka.
W ostatniej chwili brunetka spostrzegła, że skóra, którą napotkały jej oczy, jest blada, ale wciąż żywa, beżowa. Włosy w większości wciąż siedziały na głowie i miały ciepły, rudy kolor, który Ellie bardzo dobrze znała. Oczy, które przybrały zszokowanego wyrazu, mieniły się, szkliły, miały wyraz i iskrę życia w sobie. Kurwa, właśnie miała zabić żywego, oddychającego, czującego człowieka.
Ledwie zdążyła, zmieniła tor noża, ale mimo starań nie udało jej się zatrzymać rozpędzonej, napiętej ręki. Broń wbiła się ramię, plamiąc skórę czerwienią, a po pomieszczeniu rozszedł się krzyk.
-Kurwa...! - warknęła na siebie przyciszonym głosem.
Zszokowana, zdezorientowana i przestraszona dziewczyna puściła nóż, pozwalając, by ten upadł na podłogę. Dopiero teraz rozpoznała osobę, która stała przed nią, i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Te same brązowe, połyskujące oczy i charakterystyczn​e, czerwone włosy. Nie miała, nie mogła mieć wątpliwości, kto to jest.
-Dominika! - krzyknęła, energicznie przytulając ją do siebie - Boże, Dominika, żyjesz...
Dziewczyna była tak zajęta plądrowaniem sklepowych półek z paczek wypełnionych jedzeniem, że nawet nie zorientowała się, kiedy w budynku znalazła się jeszcze jedna osoba. 
Rudowłosa zagłuszona jedynie chęcią zabrania ze sobą tylu rzeczy ilu tylko mogła zupełnie straciła zainteresowanie tym, co dzieje się wokół niej, lecz w dodatku można zrzucić to na zmęczenie jakie ani na chwilę jej nie opuszczało. Spakowawszy więc prowiant do prowizorycznej torby jaką udało jej się znaleźć chwile wcześniej wstała, wychylając swój cień zza regału. Wtedy jednak stało się coś, czego w żadnym wypadku nie mogła przewidzieć. Czas nagle gwałtownie ruszył do przodu, a przed jej oczami przewijał się tylko urywany obraz tego, co właśnie się rozgrywało. Lecz w krótkiej przerwie na szok jaki nastąpił tuż przed atakiem rudowłosa zdążyła poznać tą nieomylną postać własnej siostry, o tych samych charakterystyczn​ych srebrno-szarych ślepiach jakie zapamiętała i jakich nigdy nie zapomni.
W pewnej chwili krzyknęła jednak kiedy to ból rozszedł się po jej całym ciele, promieniując od prawego ramienia z którego obficie zaczęła sączyć się krew. Instynktownie docisnęła ona lewą dłoń do rany, lecz nawet to nie przeszkodziło jej w objęciu brązowowłosej prawym ramieniem. Zacisnąwszy zęby przylgnęła do siostry, hamując się, by przypadkiem nie rozpłakać. 
- Hej, młoda - zaśmiała się krótko, a jej usta wywinęły się w szczerym uśmiechu. Zawsze lubiła tak do niej mówić, choć wiedziała, że pomimo różnicy wieku dobrze się dogadywały, a można wręcz rzec, że bardzo dobrze, zbliżając się do siebie przez apokalipsę.
-Kurwa, Dominika... - zaklęła z nadmiaru emocji, dociskając ciało siostry do swojego własnego jeszcze mocniej.
Z tych wszystkich słów, które tłoczyły się po jej głowie, nie wiedziała, czy bardziej przepraszać rudowłosą za to, co jej zrobiła, czy mówić jej, jak bardzo za nią tęskniła przez ubiegłe miesiące. Ciężki kamień spadł z jej kołoczącego niemiłosiernie serca, gdy zobaczyła ją całą, żywą. Przez cały ten czas ani na chwilę nie straciła nadziei, że Dominika przeżyje. Nie wątpiła też, że ta dziewczyna to twarda sztuka i niełatwo będzie ją zabić. Od Ellie jednak nie ustępywała obawa, że mimo to stało się najgorsze.
I choć na chwilę euforia na widok siostrzyczki przyćmiła jej świat, to w okolicy zaczęły rozchodzić się martwe jęki i przytłumione krzyki, alarmujące się wzajemnie. A to cholernie zły znak.
-Musimy uciekać - rzekła krótko, ocierając dłonią łzy szczęścia, jakie zebrały się w zewnętrznych kącikach jej oczu - dasz radę? W plecaku mam apteczkę, opatrzę cię, jak już będziemy bezpieczne - dodała czule i złapała brązowooką za rękę, pośpiesznie kierując ich kroki do tylnego wyjścia sklepu.
- Ja nie dam rady? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, unosząc kącik ust w typowym dla siebie uśmieszku, choć nawet to nie potrafiło przyćmić bólu fizycznego jaki czuła w tej chwili. Mimo tego od dłuższego czasu nie czuła się tak szczęśliwa, kiedy to wreszcie ujrzała swoją siostrę żywą, a nie - nie daj Boże - martwą szwędającą się ulicami Warszawy. Ellie nie musiała długo prosić się, by rudowłosa ruszyła z miejsca tyłek, gdyż Dominika zdając sobie sprawę z nadchodzącego zagrożenia wyrównała kroku z brązowowłosą, niekiedy oglądając się jedynie za siebie - tak na wszelki wypadek. Obie w szybkim tempie mijały opustoszałe już sklepowe półki, kierując swe kroki w stronę tylnego wyjścia, zza którego ku ich szczęściu nie było słychać żadnych niepokojących odgłosów. 
- Spadamy stąd - mruknęła pod nosem, popychając drewniane skrzydło i wpierw ostrożnie odchylając lekko skrzypiące drzwi, w razie ich pomyłki co do braku Martwych. Lecz cała nadzieja prysnęła niczym bańka mydlana podkreślona wrogim przeklnięciem, kiedy to ujrzały zupełnie inny widok.
-Kurwa!
Siarczyste przekleństwo, niby powitanie dla canteta, wyleciało z ust Ellie. Szybkim, zdecydowanym ruchem trzasnęła drzwiami tuż przed robotem. Przez chwilę przylgnęła do nich swoim ciałem, by ustrojstwo nie weszło tak łatwo do środka.
Nerwowym wzrokiem omiotła okolicę, a w jej oczy szybko wpadła stara miotła, oparta o ścianę.
-Nika, podaj miotłę! - krzyknęła do siostry, jeszcze mocniej napierając na drzwi, gdy poczuła, że cantet zaczyna się do nich przebijać.
Pech chciał, że siła nie była jej mocną stroną.
W międzyczasie, gdy Lisek pobiegł po miotłę, Ellie zauważyła zarażonych, którzy niezdarnie, acz wściekle i agresywnie wdzierali się do budynku od drugiej strony.
- Mamy suprise, kurwa - warknęła pod nosem, gdy jej wzrok wyłapał zarażonych powolnie zapełniających budynek swoimi zgniłymi ciałami, którzy to podążyli w ich stronę wydając przy tym gardłowe powarkiwania. Rudowłosa nie zastanawiając się ani chwili dłużej przestała przytrzymywać zranionego ramienia i rzuciła siostrze starą miotłę kurzącą się niegdyś na podłodzę, po czym sama wyjęła swój podręczny nóż, chcąc wybić Martwych znajdujących się najbliżej. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie miały zbyt wiele czasu, a sprawy nie ułatwiali Bladzi po jednej stronie i śmiercionośny robot po drugiej. 
Złapała miotłę, którą rzuciła jej siostra i czym prędzej wsunęła ją między klamki. Doskonale jednak zdawała sobie sprawę, że na niewiele się to zda - drzwi będą stawiać opór tylko przez krótką chwilę, tym bardziej, że po drugiej stronie czoła stawiał im w pełni sprawny robot, szczyt dzisiejszej postapokaliptycz​nej technologii.
Odsunęła ciało od ściany i spojrzała za siebie, na Dominikę. Choć w tle zbliżały się te półmartwe istoty, większą uwagę Ellie zwrócił nóż, który jej siostra dzierżyła w dłoni.
-Chyba ocipiałaś!
Podbiegła do rudej i złapała ją za ramię, ciągnąc w swoją stronę. Nie spuszczając oczu z zarażonych, a jednocześnie wciąż mając na uwadze rozszalałego robota zza drzwi, brunetka stwierdziła, że jedyną słuszną, choć wciąż absurdalnie głupią decyzją, było wbiegnięcie na górę i szczelne zabarykadowanie się.
Obie czym prędzej znalazły się na górze i nim jakiekolwiek martwe, żywe, bądź mechaniczne stworzenie zdążyło się do nich dostać - one szczelnie zabarykadowały się w jednym z pomieszczeń, które niegdyś, jeszcze w normalnych czasach widocznie służyło za pokój. Dominika odsunęła się dwa kroki w tył, lustrując uważnym wzrokiem drzwi i w głowie kalkulując ile zdoła wytrzymać ich barykada. Gdzieś bardzo głęboko miała tyci cień nadziei, że coś innego zdoła odwrócić uwagę Martwych, jak i robota, którzy szczęśliwym dla nich obu trafem zapomną o dwóch dziewczynach skrywających się na górze. 
- Cóż... Wariactwo to chyba jedyna rozsądna decyzja w tych czasach - mruknęła po chwili przyciszonym głosem, starając się nieco rozluźnić atmosferę i posłała Ellie krzywy uśmiech
pokazując język
Przez chwilę spoglądała na siostrę rozczulonym spojrzeniem, po czym objęła ją ramieniem i mocno przytuliła do siebie, po raz drugi od wielu miesięcy. Trzymała ją tak przez chwilę przy sobie, po czym puściła, jakby nabrała w końcu pewności, że jej serce wciąż bije. Chwilę potem spojrzała na barykadę.
-To długo nie wytrzyma, musimy coś wymyślić. W ostateczności możemy wyskoczyć przez okno, ale jeśli skręcimy kostki, to już po nas, bo tam na dole zebrało się ich już pewnie setki, nie mówiąc już o tej pierdolonej puszce, której nawet strzały gówno zrobią.
- Nie widzę tu innego wyjścia - odparła, rzucając wzrokiem na drzwi, a następnie rozglądając się po pomieszczeniu w kolejnej nadziei, że jakiś pierdolony cud zdoła uratować im życie. - Możemy jedynie spróbować wejść na dach przez okno - dodała w chwilę potem, gdy jej wzrok zatrzymał się wreszcie na otwartym oknie. - Tam na pewno nie wejdą, nie mówiąc już o tej puszce. Te drzwi długo już nie wytrzymają, a pewnie nazłaziło się ich jeszcze więcej.
Usłyszawszy propozycję siostry, na pozór szaloną, ale w oczach Ellie całkiem przyzwoitą, dziewczyna wychyliła głowę zza okno i spojrzała w górę.
-Myślę, że dałoby radę, ale to wciąż duże ryzyko - stwierdziła, po chwili analizy.
Potem zwróciła wzrok z powrotem ku siostrze i wyciągnęła z kabury na udzie pistolet, który bez namysłu odbezpieczyła.
-Idź przodem, będę Cię osłaniać, siostrzyczko - uśmiechnęła się do rudej ciepło.
Odwzajemniła uśmiech, jeszcze nim stanęła na parapecie przez dłuższą chwilę zawieszając wzrok na Ellie. Do tej pory nie mogła uwierzyć, że to była ta "młoda", którą wreszcie odnalazła i którą tak dobrze zapamiętała. Choć bez cienia wątpliwości mogła rzec, że brązowowłosa przez apokalipsę stała się silniejsza, nie tylko fizycznie. Cieszyła się, że w końcu ma ją przy sobie.
W końcu nie chcąc tracić więcej czasu odbiła się od parapetu i złapała krawędzi dachu, zaciskając przy tym zęby z powodu bólu jaki z powrotem rozpromienił się w jej ramieniu. Odetchnęła głęboko, nie przestając jednak wspinać się wyżej, co jakiś czas spoglądając w dół, czy Ellie podąża za nią.
Stanęła jedną stopą na framudze okna, a dłonie, w której trzymała broń, zwrócone były ku dołowi. W duszy modliła się, by ból i jej własne zdolności pozwoliły Dominice wspiąć się na górę i nie spaść w dół, prosto w objęcia śmierci. Wstrzymała oddech, wczuwając się w bicie własnego serca.
-Jestem na górze! - usłyszała po chwili.
Wypuściła ze świstem powietrze z ust, dając upust zdenerwowaniu.
Kurwa, dziękuję!
Schowała do kabury pistolet i odwróciła się, spoglądając w górę. Podciągnęła drugą nogę na framugę i stanęła, po czym odbiła się i wspięła na dach.
Rudowłosa powoli i ostrożnie podeszła do krawędzi dachu, wychylając się nieco i spoglądając w dół, gdzie w tym momencie wręcz roiło się od Martwych przepychających między sobą. Szwędali się oni wokół budynku, bądź wdrapywali do jego środka, wydając z siebie gardłowe powarkiwania, a na dodatek sprawy nie ułatwiał robot, którego ślady słychać było już na piętrze pod nimi. 
Dominika westchnęła cicho pod nosem, wiedząc doskonale, że denerwowanie się na niesprawiedliwoś​ć losu w tej sytuacji nic nie da. Odwróciła się ona od krawędzi i wolnym krokiem podeszła do siostry, słysząc, że udało jej się wdrapać na dach. 
- Cała? - spytała dla pewności, choć wiedziała, że tak jest. Widocznie to jej siostrzana strona osobowości nakazała jej to zrobić.
Ellie kiwnęła twierdząco głową, przy czym kilka kosmyków jej brązowych włosów spadło jej na twarz.
-Cała - uśmiechnęła się delikatnie, ale szczerze, widząc siostrę w dobrym stanie.
Strzepała z bluzki trochę tynku, który osypał się ze zniszczonego budynku na jej ubranie. Poprawiła łuk, przewieszony na jej plecach i rozejrzała się po dachu.
Był płaski, a na jego środku widniał betonowy kwadrat z drzwiami, który był zejściem na dół. Brunetka rokowała cichą nadzieję, że zarażeni nie są na tyle inteligentni, by znaleźć drogę na górę.
-Wiesz, co to było za ustrojstwo? - zapytała siostry, przez chwilę nie odrywając wzroku od drzwi, jakby sprawdzała ich wytrzymałość - ten robot na dole?
- Ni chuja nie mam pojęcia - podrapała się po karku, w chwilę potem mierzwiąc rude kosmyki, które opadły jej na twarz. Dziewczyna jednak długo nie pozwoliła im pozostać na swoim miejscu, gdyż jednym, płynnym ruchem ręki z powrotem odgarnęła je do tyłu, poprawiając przy okazji swoją widoczność. - Nie mam pojęcia, ale czuję, że prędko stąd nie pójdzie. W przeciwieństwie do tych cuchnących łazików, wydaje się być o wiele inteligentniejsz​e - dodała, po czym jakby na potwierdzenie swoich słów spojrzała w stronę drzwi w dachu prowadzących w dół. Miała nadzieję, że nie zorientuje się chociaż w kwestii ich kryjówki.
Powiodła swoje spojrzenie za wzrokiem siostry, które wskazywało drzwi prowadzące wgłąb budynku.
-Myślisz, że tu wejdą? Te stworzenia zdają się nie wyróżniać szczególną inteligencją, ale ten pieprzony robot może tu nawet wpełzać po ścianie, chuj go wie.
- Dlatego nie możemy tu długo zostać - stwierdziła krótko, rozglądając się wkoło. - Jeśli by nam się udało, możemy skacząc po dachach uciec im. Patrząc na to co dzieje się na dole, to jedyne, rozsądne wyjście - dodała, po czym w chwilę potem klapnęła na tyłek. - Ale jednak wolę chwilę posiedzieć.




3 komentarze :

  1. No i git. Świetnie napisane. Macie podobne style, na początku myślałam, że to jedna osoba pisała xD Ale bardzo dobrze mi się czytało. Tak lekko. I cieszę się, że pojawiły się te małpowate roboty! To są najdziwniejsze istoty jakie wykreowała moja wyobraźnia, ale i tak ulubione xD Oby pojawiały się częściej.
    Co do fabuły. Siostrzyczki w końcu się znalazły. Mam nadzieję, że we trójkę tez coś zdziałamy mrau C:

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten blog i pomysł na tą historię jest niesamowity!
    Gorąco zachęcam cię do zgłoszenia bloga do rejestru blogów:
    "Czytać znaczy żyć drug raz".
    http://czytac-zyc-drugi-raz-rejestrblogow.blogspot.com/

    Rejestr powstał niedawno i zachęca do rozpowszechniania niesamowitych prac.

    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah, tak... nasza notka! Cudowna, szczególnie to białe tło czcionki, siostrzyczko. :D ♥
    Czekam, aż w końcu napiszemy ciąg dalszy. ^^

    OdpowiedzUsuń