8.07.2000

Cadit quaestio.


Gdzie niewiedza jest rozkoszą,
Szaleństwem jest być mądrym.

Dwadzieścia trzy lata na karku, z czego większość spaczona została bezustannym strachem. Nierówną walką o zachowanie chodź odrobinę człowieczeństwa. Umysł kiedyś niedościgniony, teraz zaczął zawodzić, powoli szaleństwem się zanosić. Wypełniać panicznym lękiem. Bezwarunkowymi odruchami. Całkowicie pochłonęło w obłędzie, maniakalne nasłuchanie, czy przypadkiem ktoś nie stąpa po kruchych deskach. W oczekiwaniu, czy przypadkiem nie jest to Martwy, czy ta paskudna jaszczurka, przed którą spieprza on szybciej, aniżeli ona sama przed nim. Napełniając go obrzydzeniem  i strachem wstrząsa jej złowróżebne przeznaczenie.
 Kiedyś ambicja głosiła wszech, że ratować ludzi będzie pod znakiem eskulapa. Teraz marzenie martwe po części, bo wszelakie akademie w gruz popadły, jak w sumie wszystko na tym świecie. Jednak nauki szkoły życia lepiej trafiają, niż słowa jakiegokolwiek profesora, czy uczonego. Zwłaszcza, że serce miękkie, jeszcze niezgniłe, znieważa niebezpieczeństwo i tkliwie pomóc chce. Tak. Należy do tych szaleńców, którzy widzą blask światła jutrzejszego i mimo wszystko wierzy, że choroby tego świata należą do tych mylnie uważanych za nieuleczalne. A on jednych z pierwszych, którzy tego dowiedzą. Zapiszą się na kartach historii. Potomstwo kwiaty będzie zostawiać pod pomnikami, czy przechadzać się po ulicach na cześć jego imienia nazwanymi. Owszem, wspominaliśmy, że jego ambicja spora, zaślepia, lekko wprowadza w szaleństwo. Dlatego też i nikt nie bierze jego słów na poważnie. Nie wierząc. Jakby po tragedii nigdy już nikt nie miał doświadczyć szczęścia na tym świecie. A wszyscy, jakby zazdrośni uparcie chcą zgasić i jego. Zabrać szczęście. Choćby nawet to najuboższe, zbudowane na urojeniach.
  Może dlatego się wycofał. Od ludzi odszedł, głośno kpiąc, jako wiary w sobie nie mogąc znaleźć, by bezpieczniejsze były jakieś obozy, niż reszta dystopii. Szweda się samotnie po zgliszczach miasta, plując w twarz niebezpieczeństwu, możliwie czekającego na każdym kroku. Śmiechem obdarzając, umykając przed szponami tych wszystkich, co rozerwać pragną go, czy pozbawić dobytku. Obeznany z parkurem, niegdyś sportem zamiłowanym, teraz szansą przeżycia, lgnie do niebezpieczeństwa wszelakiego, jak ćma głupia do ognia. Niezrażająca się mnożącymi zadrapaniami. Głodny coraz bardziej zarobku. Jak sroka lgnąc do rzeczy cudzych w jego oczach przydatnych, czy wartościowych. Kleptomania bowiem z jednych cech najmocniej rozwiniętych. Tak, samo jak smykałka do biznesu. Rzeczy, które przywłaszcza, praktycznie nigdy sobie nie zostawia, jakoś nie przywiązując się do przedmiotów, które nie są koniecznością ostateczną. Woli sprzedać, bo właśnie w takim typie hazardu budzi się jego drapieżność, a nawet dwulicowość. Co z tego, że większość zamienia na papierosy.




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz